Lost
Hejo, rozdział miałam dodać jutro, ale jest dzisiaj, następny pojawi się za kilka dni. Wiecie jestem bardzo wdzięczna za tyle miłych słów. Czasem mam takie chwile załamania, że chcę to wszystko rzucić i mieć święty spokój i to zazwyczaj dzieje się wtedy, kiedy patrzę na statystyki. Jeśli lubicie to opowiadanie to proszę, pomóżcie mi je jakoś wypromować, wystarczy kilka tweetów, hashtag #InsaneFF. I to już bardzo dużo. Dziękuję.
***
Do pomieszczenia wpadło
dwóch mężczyzn ubranych w sterylne, białe uniformy. Chwycili
Melody za ręce, przyciskając ją do twardego łóżka. Dziewczyna
usilnie próbowała się wyrwać, krzycząc jeszcze głośniej niż
przedtem. Kolejne krzyki rozdzierały jej gardło. Miała wrażenie,
że łomot jej serca jest słyszalny dla wszystkich wokół.
Wierzgała rękami i nogami, starając się odtrącić wrogów,
jednak po chwili poczuła mocne ukłucie i odniosła wrażenie, że
jej świadomość powoli odpływa, odsuwa się od niej samej jak
delikatna mgiełka dryfująca w powietrzu. Brunetka usiłowała z tym
walczyć, ale to było znacznie silniejsze od niej. Zupełnie jakby
traciła kontrolę nad swoim ciałem. Jakby ona sama była spychana w
najciemniejsze zakamarki swojego umysłu, uwięziona przez szepty,
które powróciły ze zdwojoną siłą. Poddała się, w głębi
duszy czując ukojenie. Czy tak wygląda śmierć? To była jej
ostatnia myśl przed utratą przytomności.
Ból. Uczucie, które
całkowicie ją zdominowało. Rozchodził się po jej ciele niczym
trucizna. Kilka głębszych oddechów. Gdzie jestem?
Spróbowała delikatnie poruszyć dłonią, chcąc sprawdzić, czy
odzyskała panowanie nad swoim ciałem. Od razu tego pożałowała.
Znów poczuła ból. Dom? Nie, nie pachniało tu jak w domu.
Powietrze było inne. Chłód pełzł po jej skórze jak wąż,
oplatając ją dokładnie w morderczym, lodowatym uścisku. Podjęła
ryzyko i niespiesznie uniosła ciężkie powieki. Ostre, bardzo jasne
światło uderzyło ją od razu, ciągnąc za sobą ból głowy.
Syknęła cicho, mrużąc oczy. Ponowiła próbę, powoli
przyzwyczajając się do panującej tu bieli. Po kilku minutach
poczuła się pewniej i zdobyła się na odwagę, by się rozejrzeć.
Podniosła lekko głowę i jej wzrok padł na swoje pocięte
nadgarstki, owinięte skórzanymi pasami. Szarpnęła jedną ręką,
ignorując ból, ale nie potrafiła oswobodzić dłoni. Uwięzili ją
tu. Jej oddech znacznie przyspieszył i zaczęła się szarpać,
chcąc się uwolnić. Bezskutecznie. W zgięciu na przedramieniu
zauważyła czysty wenflon, spod którego wystawała cienka rurka,
prowadząca do kroplówki, stojącej obok prowizorycznego łóżka.
- Miło, że się wreszcie
ocknęłaś – usłyszała głos, dobiegający z przeciwległego
końca pomieszczenia. Stała tam młoda kobieta z ogniście rudymi
włosami i szczupłą twarzą. - Nie bój się, podajemy ci jedynie
mocne leki na uspokojenie, odrobinę osłabiające, byś nie
próbowała się znów wyrywać. Masz dużo siły jak na tak drobną
osóbkę.
- Wypuść mnie stąd! -
krzyknęła Melody w stronę kobiety, która jedynie się
uśmiechnęła. Nie był to przyjazny uśmiech, lecz coś na kształt
grymasu.
- Spędzisz trochę czasu w
samotności zanim pozwolimy ci wejść na główną salę do innych
pacjentów. Musisz mieć czas na przemyślenia. Chyba chcesz
wyzdrowieć, prawda?
Dziewczyna posłała jej
mordercze spojrzenie, niczym płatny zabójca, a kobieta opuściła
pomieszczenie bez zbędnych ceregieli.
Zostałam sama.
Justina obudziło
skrzypnięcie otwieranych do pokoju drzwi. Do środka wparował Max,
który zasłaniał sobie oczy dłońmi.
- Mogę otworzyć oczy, czy
znów świntuszycie? - zapytał, przyciągając uwagę przyjaciela.
Justin podsunął się odrobinę do góry, zsuwając dłoń z talii
wciąż śpiącej blondynki i przecierając nią twarz.
- Co do cholery, Max? Jest
dopiero... - zerknął na zegarek i wytrzeszczył oczy. - Jest 6:14!
Chyba żartujesz.
- Chyba wiem, gdzie jest
Melody – powiedział, zdejmując dłonie z oczu.
Chłopak uniósł brwi i
powoli wyszedł z łóżka, naciągając na siebie ubrania. Spojrzał
na spokojną twarz Emily i wyszedł na korytarz, ciągnąc za sobą
Maxa.
- Naprawdę? - spytał, a w
jego głosie krył się cień nadziei.
- Obdzwoniłem chyba pół
miasta i znalazłem kilka osób, które ją zauważyły i wszystkie
wersje się pokrywają. Biegła w stronę parku.
Justin zagryzł lekko
wargę, intensywnie nad czymś myśląc. Po chwili podniósł wzrok
i spojrzał Maxowi głęboko w oczy. W jego tęczówkach kryła się
gasnąca nadzieja i różne odcienie smutku.
- Jaką mamy pewność, że
spędziła całą noc w parku? Nie wiem, czy by wytrzymała. A jeśli
ktoś ją porwał? Lub znów zrobił jej krzywdę?
W
oczach Maxa z każdą chwilą narastał strach. Złapał przyjaciela
za rękę i pociągnął na dół. W pośpiechu założył buty i
wypadł na zewnątrz, szybko otwierając samochód. Zajął miejsce
kierowcy i, gdy tylko Justin usiadł obok, ruszył z piskiem opon.
Jechał szybko, zbliżając się do celu. Krew w żyłach bruneta,
zajmującego miejsce pasażera pulsowała mocno. Czuł zdenerwowanie
i niepewność. Nie wiedział, czego się spodziewać. Max zatrzymał
gwałtownie auto i wysiadł, zaczynając biec. Justin popędził
zaraz za nim. Obaj byli bardzo zdeterminowani. Wbiegli do parku,
rozglądając się uważnie, po czym rozeszli się w dwa przeciwne
kierunki.
- Melody! - krzyknął
Justin, przeczesując wzrokiem plac. Przez jego głowę przewijały
się tysiące myśli. Bał się. Chociaż sam nie wiedział czego.
Tego, że jej nie znajdą, czy tego, że znajdą i znów wpadnie w
furię? Potrząsnął głową. Chciał ją znaleźć. Biegł między
drzewami, czując, że jest blisko załamania. Już wiedział,
chociaż nie potrafił tego zaakceptować. Nie było jej tu. W
głowie chłopaka zakiełkowała myśl, że to właśnie on zawiódł.
Zdał sobie sprawę w jak wielkim niebezpieczeństwie znalazła się
Melody. Jest przecież taka zagubiona. Justin oparł się plecami o
drzewo i powoli osunął się na ziemię, przestając powstrzymywać
łzy. Nie chciał wierzyć, że to się działo naprawdę. To
zabolało. Odniósł wrażenie, że zgubił gdzieś część siebie.
Część, która w tym momencie była całkowicie nieuchwytna. -
Gdzie jesteś? - wyszeptał. Zgubił kogoś, kogo naprawdę kochał.
I przy okazji zgubił siebie. Niepostrzeżenie dłoń Maxa
wślizgnęła się na kolano chłopaka.
- Znajdziemy ją –
zapewnił chłopak, ale jego głos zdradzał, że sam nie do końca
w to wierzył. - Justin, mogę o coś spytać? - Brunet pokiwał
nikle głową. - Dlaczego jesteś z Emily? Wydawało mi się, że
kochasz Melody...
- Ja... - Justin zawahał
się. Sam nie był do końca pewny odpowiedzi. - To wszystko jest
takie zawiłe.
Max westchnął cicho i
poklepał przyjaciela po ramieniu.
- No tak... ale naprawdę
chcę wiedzieć, bo czuję, że krzywdzisz Mels...
Zapadła cisza, przerywana
jedynie cichym śpiewem ptaków ulokowanych w bujnych koronach drzew.
Anemiczne promienie słońca okalały twarz Justina, który
nieświadomie zaczął ściskać dłoń Maxa.
- Po tym wszystkim... -
zaczął cicho. - Po tym ataku Mel zacząłem się bać, że zrobi
sobie coś naprawdę poważnego. Wiem, jak to jest stracić kogoś
bardzo bliskiego, bo moja mama popełniła samobójstwo. Nie
potrafiłbym przejść przez to jeszcze raz. Oddałem Melody jeden
pocałunek i tyle. A potem zacząłem się nad wszystkim zastanawiać.
Ona może w każdej chwili zniknąć. Życie nauczyło mnie, żeby
nie przywiązywać się do nikogo, bo prędzej czy później oni i
tak odejdą.
- Nie myśl tak nawet, ona
nie popełni...
- Max, bądź realistą. Ona
ma schizofrenię. Sam mówiłeś o tym, co wtedy zrobiła w lesie.
Rozszarpała sobie twarz dłońmi. A to się zaczyna nasilać i jeśli
w pewnym momencie przestanie walczyć i straci całkowicie
panowanie...
Do uszu Justina dobiegł
cichy szloch przyjaciela. Objął go lekko i westchnął. Poczuł się
jeszcze gorzej. Te słowa wypowiedziane na głos zabrzmiały bardziej
realistycznie, niż mu się wydawało, a jego strach przybrał na
sile.
- Tego się właśnie boję.
Próbuję stłumić te uczucia do Mels, starając się być blisko
Emily, która też jest dla mnie bardzo ważna. Naprawdę chcę
pomóc Melody, jednocześnie trzymając swoje uczucia na wodzy. Nie
mogę znów stracić kogoś tak mi bliskiego. Sęk w tym, że...
Max spojrzał na niego w
milczeniu, czekając na dalszą część wypowiedzi, ale w wyrazie
jego twarzy coś się zmieniło. W ból i strach wkupiło się
zdenerwowanie, jakby już wiedział, co Justin chce mu przekazać.
- Nie wiemy, gdzie ona
teraz jest. Nie wiemy, co się z nią dzieje. Być może ona już...
Max zerwał się
gwałtownie.
- Nawet tak nie mów! -
krzyknął zrozpaczony. Justin wstał i powoli położył dłoń na
ramieniu kolegi.
- Max, spokojnie,
znajdziemy ją, bądźmy dobrej myśli. - Chłopak pokiwał głową,
biorąc głęboki wdech. - Musimy wiedzieć, gdzie zacząć, bo tu
jej nie ma.
- Chyba... - zaczął
nieśmiało Max. - Chyba wiem, co powinniśmy sprawdzić.
Melody znów krzyknęła
sfrustrowana. Zastanawiała się, ile godzin już tu leży. A może
ile dni? Jakby czas przestał istnieć. Do pomieszczenia wparowała
rudowłosa kobieta ze wściekłą miną. Podeszła szybkim krokiem do
dziewczyny.
- Annabelle, czy możesz
się wreszcie uspokoić? - warknęła w stronę Melody. Brunetka
uśmiechnęła się złośliwie, czując się lepiej z tym, że nie
podała jej prawdziwego imienia. Jednak uśmiech z jej twarzy
natychmiast znikł, kiedy poczuła wymierzony jej cios w policzek.
Skrzywiła się. - Możesz zapomnieć o dzisiejszym obiedzie, jak i
o kolacji – fuknęła i opuściła pomieszczenie, znów
zostawiając Melody samą.
- Suka – mruknęła pod nosem. - Udław się tym swoim obiadem.
Ciekawe czy Justin i Max ja znajda
OdpowiedzUsuńCiekawy rozdzial
Niem moge sie doczekać nn xxx
Jakoś przeszła mi złość do Justina. Mam nadzieję że ją jakoś znajdą, muszą ją znaleźć. Justin powinien być z Melody, a nie Emily. Myślę że gdyby Melody zachowywałaby się normalniej i powiedziała babce żeby zadzwoniła do Max'a, może udało by się jej uwolnić.. No cóż, świetny rozdział ♥
OdpowiedzUsuńCudowny rozdział.Ale sucz z tej pielęgniarki .Czekam na następny <3 Życzę weny
OdpowiedzUsuńcudo
OdpowiedzUsuńo w dupe :o
OdpowiedzUsuńbiedna melody
Kochanie to wspaniały rozdział, czuję, że coraz bliżej do spotkania Mels i Justina jejcia! Pisz szybciutko, kocham Cię i pamiętaj że masz niesamowity talent, nigdy w to nie wątp!
OdpowiedzUsuńSylwia <3