Mess

Gęste kłęby chmur zasnuły błękitne niebo, odgradzając drobne ciało brunetki od promieni słonecznych. Lazurowe oczy, duże niczym dwa zwierciadła kryjące jej duszę zatrzasnęły się gwałtownie. Kotara długich rzęs opadła na blade, lekko zapadnięte policzki. Delikatna skóra na jej wargach z wysuszenia popękała. Przesunęła kościstymi palcami po swoich ramionach, drżąc odrobinę. Poczuła ciepłą dłoń na swoim ramieniu, która lekko je potarła.
- Tak mi przykro, że to się stało - usłyszała zatroskany głos Caitlin. - Nie powinnam cię wtedy zostawiać, przepraszam. - Melody wyczuła kolejne nuty poczucia winy.
- Babciu, już jest w porządku - wyszeptała zachrypniętym głosem.
- Powinnyśmy już jechać, chłopcy już na nas czekają - oznajmiła kobieta z cichym westchnieniem. Brunetka odsunęła się od okna i chwyciła za pasek od swojej torby, po czym powolnym krokiem ruszyła ku wyjściu. Po drodze minęła kilka znajomych twarzy pielęgniarek i lekarzy, jednak potraktowała ich jedynie chłodnym spojrzeniem, które zaraz odwróciła. Obrzydzało ją to miejsce, ci ludzie. Czuła tu jedynie obojętność, a nawet niechęć, jakby była kolejnym problemem, którego usilnie próbują się pozbyć. Pchnęła przeszklone drzwi frontowe i uderzyło ją orzeźwiające, świeże powietrze. Kącik jej ust zadrżał, jednak nie była w stanie zmusić się do uśmiechu. Brnęła w stronę samochodu, ani razu nie oglądając się za siebie. Im bardziej oddalała się od tego miejsca, tym bardziej ogarniał ją wewnętrzny spokój. Szarpnęła za drzwi i wsiadła do środka, zaciskając dłonie na pasku torby. Po chwili dołączyła do niej Caitlin, która wgramoliła się na miejsce kierowcy i bez słowa ruszyła, opuszczając teren szpitala. Droga minęła im w w milczeniu; żadna z nich nie chciała podejmować ryzyka wkroczenia na bolesne tematy. Melody sunęła wzrokiem po przypadkowych przechodniach na szybą. Wydawali jej się tacy szczęśliwi, całkowicie zabiegani i zagubieni w zbyt szybko pędzącym świecie, ale jednak szczęśliwi. W głębi serca poczuła ukłucie zazdrości, czego zaraz pożałowała. Delikatnie zmarszczyła brwi, zastanawiając się nad ostatnim tygodniem. Nad tą piękną chwilą, którą chowała w pamięci. Wciąż przywoływała wspomnienie tych ciepłych warg muskających jej własne z niewyobrażalną czułością. Uśmiechnęła się, po czym poczuła lekkie szturchnięcie w ramię, które wyrwało ją z zamyślenia. Rozejrzała się, stwierdzając, że są na miejscu. Wysiadła z auta, zaciskając usta.
- Cholera - usłyszała zirytowany ton babci. - Chyba zapomniałam zabrać ze szpitala kilku dokumentów - mruknęła, przewracając nerwowo szeleszczące kartki. - Muszę wrócić. A ty, kochanie, idź do domu, chłopcy już tam są. I bądź grzeczna, proszę. - Do uszu Melody dobiegło głośne trzaśnięcie drzwiami samochodu, a później już tylko dźwięk silnika, który powoli cichł, oddalając się.
Dziewczyna westchnęła i niepewnie otworzyła drzwi. Usłyszała ciche głosy, dobiegające z pokoju. Postawiła torbę na podłodze i lekko popchnęła drzwi. Ujrzała Maxa, poprawiającego nowe zasłony oraz Justina, na którego szyi uwieszona była jakaś dziewczyna. Zatapiała dłoń w jego zmierzwionych włosach, usilnie próbując je poprawić. Była naprawdę urodziwa, jej pełne usta pokrywała krwistoczerwona szminka, a duże, brązowe oczy zostały mocno podkreślone. Jej krótkie blond włosy, teraz dokładnie wyprostowane ocierały się o szyję Justina, lekko go łaskocząc. Była drobnej postury, przy brunecie wydawała się niziutka, nawet mając buty na obcasach. Do Melody napłynęły wspomnienia ze szpitala. Kojarzyła tę blondynkę, była jedną z pielęgniarek, które wiecznie się koło niej kręciły. Justin śmiał się cicho, wpatrując się w dziewczynę. Ramieniem oplatał ją w talii. Nikt z nich nie zauważył obecności drobnej brunetki. Mels poczuła przypływ gniewu.
- Co ona tu robi? - spytała, zwracając na siebie uwagę wszystkich w pokoju.
Justin spojrzał uważnie na Melody.
- Hej, spokojnie, to Emily, przyjaciółka - wyjaśnił łagodnym tonem.
Max zerkał co chwilę to na brunetkę, to na Justina, ani razu się nie odzywając. Atmosfera w pokoju zrobiła się napięta. Melody stawała się coraz bardziej wściekła. Jej oddech znacznie przyspieszył, a z oczu biła żądza mordu. Chwyciła stojący nieopodal niewielki wazonik i rzuciła w stronę zdezorientowanej Emily, która dostała nim prosto w skroń. Naczynie roztrzaskało się na milion kawałeczków, raniąc mocno blondynkę. Dziewczyna upadła na podłogę, tracąc przytomność, a z jej skroni sączyła się krew. Justin spojrzał na Melody w szoku. Do jej oczu napłynęły łzy.
- Nie chcę widzieć tej szmaty! - wrzasnęła, nie mogąc powstrzymać się od płaczu. Trzasnęła drzwiami i natychmiast wybiegła z domu. Rozmazywał jej się obraz i dobiegły ją krzyki przyjaciół, ale mimo wszystko nie zwolniła. Nabrała tępa, skręcając w boczną uliczkę. Następnie minęła kilka przecznic, aż w końcu trafiła do dużego parku. Chociaż było już popołudnie, świeciło tu pustkami. Nikt nie wałęsał się krętymi alejkami, nie było słychać śmiechu dzieci. Melody zatrzymała się przy drzewie i schyliła się, opierając dłonie o kolana. Oddychała z trudem, próbując powstrzymać uparcie cieknące łzy. Piekły ją płuca, jednak przestała zwracać na to uwagę. Usiadła pod drzewem, opierając czoło o kolana. Łkała cicho, czując nadmiar emocji. Delikatne promienie słoneczne przedzierały się pomiędzy drobnymi liśćmi, splatając się z lśniącymi włosami Melody. Dziewczyna zacisnęła palce na materiale swetra, niszcząc przy tym jego fakturę i poczuła, że robi się jej niedobrze. Odwróciła się gwałtownie, klękając na trawie i opróżniła żołądek ze wszystkich rzeczy, które dzisiaj zjadła. Zakaszlała cicho i przetarła dłonią usta, wracając do poprzedniej pozycji. Wpatrywała się w trawnik tak długo, dopóki nie usłyszała cichego szelestu łamanych patyczków. Podniosła głowę i ogarnęła spojrzeniem postać stojącą nad nią. Jej źrenice się rozszerzyły, a bicie serca nagle przyspieszyło. Zanim zdążyła zareagować, silna, męska dłoń owinęła się wokół jej włosów, ciągnąc ją mocno w górę, zmuszając tym samym do wstania. Melody jęknęła z bólu i została przyciągnięta do napastnika, który chwycił ją za szczękę, ściskając.
- Gdzie jest mój syn? - wysyczał tuż przy jej uchu. - Odpowiedz, dziwko! - wrzasnął, na co dziewczyna się skuliła. Zacisnęła usta, próbując odwrócić głowę, za co dostała silny cios w policzek. Mężczyzna szarpnął brunetką i ponownie ją uderzył. Zaśmiał się gardłowo, widząc łzy Melody. - Jesteś skończona, maleńka – rzucił, ciągnąc dziewczynę za sobą. 
***

Hejo, przybywam z nowym rozdziałem. Jak myślicie, co się stanie z Mel? Nowy rozdział w sobotę pod warunkiem, że będzie co najmniej 10 komentarzy :)

Komentarze

  1. Świetny rozdział.Masz wielki talent .Pisz dalej .Czekam na następny.Życzę weny <3

    OdpowiedzUsuń
  2. super rozdział, czekam nn :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Czy ten facet to ojciec Justina? O nie, nie, nie... znowu jej coś zrobi? Nie przeżyje tego! W momencie kiedy Melody weszła do pokoju było mi żal wszystkich postaci ale... najbardziej Emily, mimo tego, iż wiesz że jej nie lubie, wspaniale to rozegrałaś, mam nadzieję, że biedna dziewczyna nie umrze. Boże trzymasz mnie w takiej niepewności, ughh! Pisz szybko kolejny albo skopie ci ten piękny tyłeczek skarbie, kocham Cię mocno <3
    Sylwia

    OdpowiedzUsuń
  4. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  5. Hej noe chcesz moze zalozyc rp postaci? Jak cos jestem chętna

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. mam rp melody i justina, chociaż dawno ich na tt nie było lol jak coś to pisz do nich, albo do mnie prywatnie to dam ci do nich kontakt, albo możesz po prostu założyć emily lub maxa

      Usuń
    2. Okej jak cos ro dam ci znac x

      Usuń
  6. Bez sensu ze Justin już jest z Emily. niedawno mówił ze kocha Mel

    OdpowiedzUsuń
  7. Pierwsze takie opowiadanie jakie czytam. Świetne!<3

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty