Demons
Melody uśmiechnęła się
delikatnie, kiedy Justin pogładził jej policzek. Opierała głowę
o jego klatkę piersiową, co chwilę zerkając na linię szczęki
chłopaka. Opuszkiem palca przesuwała po ramieniu Justina,
jednocześnie malując na jego twarzy uroczy uśmiech. Otworzyła
usta, by coś powiedzieć, ale jej uwagę przyciągnęły otwierające
się na oścież drzwi, w których stanął Max. Melody natychmiast
się podniosła i wbiła wzrok w przyjaciela.
- Mam nadzieję, że nie
przeszkodziłem - rzekł oschle. - Słyszałem, że miałaś atak.
Szkoda tylko, że teraz muszę się tego dowiadywać od ludzi na
ulicy.
- Max, ja...
- Daj spokój - przerwał
jej, unosząc dłoń. Rzucił chłodne spojrzenie w kierunku Justina,
po czym odwrócił się i wyszedł.
Melody zacisnęła usta i
zerwała się, ruszając za Maxem.
- Poczekaj, proszę! -
Wybiegła na ulicę, nawet nie zakładając butów. Złapała
chłopaka za ramię, zatrzymując go, z czego nie był zadowolony.
Posłał jej gniewne spojrzenie, zmuszając do cofnięcia dłoni. -
Przepraszam, mogłam zadzwonić.
- Mogłaś wiele, a nie
zrobiłaś nic - syknął. - Zachowujesz się jak idiotka. Jesteś
niewiarygodnie nieodpowiedzialna. Nie chcę mieć z tobą nic
wspólnego.
Max pokręcił głową i
odszedł, zostawiając Melody w skarpetkach na środku ulicy.
Dziewczyna próbowała zrozumieć co się stało. Poczucie winy
zaczęło się splatać z głosami w jej głowie, które wytykały
jej błędy. Słyszała szepty przesiąknięte jadem, pchające ją w
stronę obłędu. Skrajne emocje rozrywały jej serce na niewielkie
strzępki. Oddech brunetki gwałtownie przyspieszył, kiedy zerwała
się w kierunku domu. Minęła Justina, który stał w drzwiach i
wpadła roztrzęsiona do kuchni. Zaczęła przeszukiwać wszystkie
szafki po kolei, przeklinając pod nosem. Wyciągnęła niewielką,
białą, plastikową buteleczkę i otworzyła ją drżącymi dłońmi,
wysypując na podłogę połowę jej zawartości. Usilnie walczyła
ze łzami, które mimo wszystko spływały po jej policzkach. Rzuciła
buteleczką o ścianę i rozpłakała się na dobre, siadając na
podłodze. Podciągnęła kolana pod klatkę piersiową i owinęła
je ramionami, mrucząc pod nosem niezrozumiałe słowa. Justin
niepewnie podszedł do dziewczyny i kucnął przy niej, kładąc
dłonie na jej kolanach.
- Spójrz na mnie, laleczko.
- Jego ciepły głos zdawał się koić skołatane nerwy Melody.
Brunetka uniosła spojrzenie, natrafiając na obserwujące ją
czekoladowe tęczówki. Brunet zerknął na niewielką buteleczkę,
po czym ją podniósł. - To twoje leki?
Melody pokiwała głową,
wycierając policzki wierzchem dłoni. Chłopak wysypał na dłoń
resztkę tabletek z buteleczki i podał dziewczynie, następnie
sięgając po szklankę wody. Melody posłusznie wypiła leki,
krzywiąc się lekko.
- Tak wygląda twoje życie?
- Zaskoczył ją tym pytaniem. Najwidoczniej nie usłyszał słów
Maxa, więc postanowiła pominąć tę kwestię. Odstawiła szklankę,
podnosząc się.
- Dziwisz się? - odparła.
- Utknęłam w tym przeklętym domu. Spędzam tu większość czasu,
jestem odizolowana od ludzi. Ale wolę to niż psychiatryk.
Justin zesztywniał na to
wyznanie. Ujął rękę dziewczyny, pomagając jej wstać. Melody
spojrzała na niego z niezrozumieniem. Pociągnął ją w stronę
drzwi wyjściowych.
- Zabieram cię gdzieś -
powiedział krótko. Brunetka westchnęła, zakładając buty i
pospiesznie nabazgrała na skrawku papieru liścik do babci, by ta
się nie martwiła. Justin otworzył drzwi, przepuszczając w nich
Melody, a następnie sam wyszedł.
Szli w milczeniu, co jakiś
czas posyłając sobie krótkie spojrzenia. Przemilczeli piętnaście
minut, aż w końcu dotarli do okazałego, starannie wykończonego
domu. Biała fasada budynku zachwycała swoim estetycznym wyglądem.
Między szerokimi kolumnami znajdowały się niewysokie schody
prowadzące do mahoniowych drzwi. Do uszu Melody dotarło ciche
westchnienie, a po chwili poczuła, że chłopak ciągnie ją za
sobą. Otworzył drzwi i rozejrzał się uważnie, po czym wszedł do
środka. Wnętrze domu zaparło dech w piersiach brunetki. Wszystko
było urządzone z wyczuciem smaku, utrzymane w poważnym tonie,
jednak pełne przepychu. Całość dopełniał wysoki sufit, przez co
dom sprawiał wrażenie monumentalnego pałacu. Na ścianach wisiały
duże obrazy, współgrające z kolorystyką wnętrza. Melody
rozchyliła wargi, przyglądając się wszystkiemu z zaciekawieniem.
Skierowała spojrzenie na Justina.
- Bez kitu, mieszkasz w
pałacu? - spytała z zaskoczeniem w głosie.
- Niezupełnie. - Justin
zaśmiał się cicho z reakcji dziewczyny. - To bardzo stary dom,
odziedziczony po dziadku. Ojciec praktycznie cały czas pracuje,
zarabia dużo, więc stać go na utrzymanie tego domu. - Oparł dłoń
o szafkę, na której stały ręcznie zdobione, porcelanowe
filiżanki. - A odreagowuje pijąc - dodał.
Melody dotknęła ostrożnie
jego ramienia, posyłając mu spojrzenie pełne współczucia i
zrozumienia. Jednak Justin odwrócił wzrok i zerknął na zegarek.
- Chcesz coś do picia? -
spytał, wodząc spojrzeniem po wypolerowanej posadce. Melody jedynie
pokręciła głową, przygryzając wnętrze policzka. Chłopak ujął
jej dłoń i ruszył w kierunku krętych schodów, które, mogłoby
się zdawać, prowadzą do nieba. Brunetka posłusznie szła za
Justinem, sunąc delikatnie dłonią po ozdobnej poręczy. Minęli
pierwsze piętro i zatrzymali się dopiero na drugim. Melody
pomyślała, że tu było jeszcze piękniej niż na dole. Przyjemne
pastelowe kolory współgrały ze sobą, tworząc ciepłą atmosferę.
Dziewczyna rozejrzała się uważnie i zatrzymała spojrzenie na
kilku drewnianych schodkach po prawej stronie, całkowicie nie
pasujących do wystroju wnętrza. U ich szczytu były równie
nieestetyczne, obdrapane drzwi. Ku jej zaskoczeniu Justin właśnie
tam się kierował. Wszedł po skrzypiących schodkach i powoli
otworzył drzwi. Ruszył do środka, nic nie mówiąc. Melody
podążyła za nim, powstrzymując się od pytań. Zamknęła drzwi i
ogarnęła wzrokiem pomieszczenie, przyjmując dziwny wyraz twarzy.
Był to niewielki pokoik obładowany stertami książek, przez co
słabe promienie słoneczne wpadające przez małe okienko oświetlały
wznoszący się tu kurz. Małe łóżko wciśnięte pod ścianę było
lekko zapadnięte i sprawiało wrażenie niewygodnego. Melody zrobiła
kilka kroków w stronę Justina, sunąc przy okazji opuszkami palców
po ścianie, następnie po szafie, domykając przy tym lekko uchylone
drzwiczki. Ciche skrzypnięcie wyrwało chłopaka z zamyślenia i
gwałtownie uniósł głowę.
- To mój pokój - przyznał
cicho, chociaż wiedział, że Melody nie potrzebuje wyjaśnień.
Usiadł na podłodze, opierając plecy o łóżko. Dziewczyna zrobiła
to samo i wzięła ostrożnie bruneta za rękę na co słabo się
uśmiechnął. - Czasem zastanawiam się, czy gdyby moja mama żyła
byłoby inaczej - wyznał cicho, jednak brunetka nie wiedziała co
odpowiedzieć. Gładziła kciukiem wierzch dłoni chłopaka, dając
mu ulotne poczucie spokoju. Justin siedział w zamyśleniu, co jakiś
czas przygryzając mocniej wargę.
- Musimy się zmierzyć z
naszymi demonami, inaczej nie wygramy - szepnęła dziewczyna. Justin
zmarszczył brwi wpatrując się w podłogę. Wyglądał, jakby nie
do końca rozumiał sens tych słów lub po prostu w nie nie wierzył.
Jakby nie widział możliwości wydostania się z tego piekła.
Spomiędzy jego delikatnych warg wydostało się ciche westchnienie.
Wyjrzał przez okno i powoli się podniósł.
- Poczekasz tu chwilę? -
spytał niewyraźnie, spoglądając na Melody, która pokiwała
głową. Otworzył drzwi i wyszedł z pokoju, zostawiając dziewczynę
samą.
Brunetka wpatrywała się w
drzwi przez kolejne dziesięć minut, jednak chłopaka wciąż nie
było. Poczuła w kieszeni wibracje i wyciągnęła telefon.
Spojrzała na wyświetlacz, na którym widniało imię "Max"
i, wahając się przez chwilę, odrzuciła połączenie. Odepchnęła
od siebie wyrzuty sumienia, zaciskając usta. Wstała, wciskając
telefon do kieszeni i podeszła do drzwi. Pociągnęła za klamkę i
nagle pojawił się przed nią jakiś mężczyzna. Miał niezbyt
przytomny wyraz twarzy. Melody poczuła zapach alkoholu i skrzywiła
się lekko, cofając się kilka kroków. Stwierdziła, że to był
właśnie ojciec Justina i przeraził ją fakt, że była z nim sama
w pokoju. Pijany mężczyzna chwiejnym krokiem podszedł do
dziewczyny i złapał mocno jej nadgarstek. Szarpnął nią
gwałtownie, przyciągając do siebie, na co Melody pisnęła.
- Ładna jesteś -
wybełkotał, sunąc szorstką dłonią po jej szyi. Dziewczyna
próbowała go odepchnąć, jednak był silniejszy. Łzy napłynęły
jej do oczu, kiedy wsunął rękę pod jej sweter, przyciągając
bliżej siebie. Próbowała krzyczeć, ale mężczyzna nachalnie
naparł na jej wargi swoimi, zostawiając gorzki posmak. Melody
zacisnęła powieki, spod których wydobywało się coraz więcej
łez. Szarpała się bezskutecznie, tracąc jedynie siły. Popchnął
ją na skrzypiące łóżko i przygniótł dziewczynę swoim ciałem.
Pozbył się jej sweterka, zaciskając dłonie na talii brunetki.
Skrępował jej dłonie, napierając na nią z całej siły, przez co
wydała z siebie stłumiony krzyk. Chwycił jej udo, zaciskając na
nim swoje palce. Przez chwilę szarpał się z jej spodniami. Ostry
zapach alkoholu zaczynał mdlić Melody. Płakała z bezsilności,
nie mając już siły się wyrywać. Po prostu leżała, modląc się,
by już było po wszystkim.
***
Nowy rozdział yay!
omg biedna melody :((
OdpowiedzUsuńŚwietny! Uwielbiam to ♥
OdpowiedzUsuńBoski :-) informuj @maja378
OdpowiedzUsuń