Infinity
Poruszyła delikatnie
dłonią, tonąc w nieskazitelnej bieli swojego umysłu. Ogarniał ją
błogosławiony spokój, który powoli odchodził, zostawiając
dziewczynę w stanie półsnu. Majaczyła gdzieś na przestrzeni snu
i jawy. Powoli podniosła ciężkie powieki, odsłaniając zza kotary
gęstych rzęs duże, lecz zamglone oczy. Uderzyło ją ostre światło
jarzeniówek. Zamrugała kilkakrotnie, czując jak powoli wraca jej
świadomość. Zapach proszku do prania dotarł do jej nosa.
Skrzywiła się lekko. Rozchyliła spierzchnięte wargi, jednak
suchość w ustach nie pozwoliła jej na wypowiedzenie cisnących się
pytań. Przesunęła wzrokiem po pomieszczeniu, podnosząc delikatnie
obolałe ciało. Na sztywnym, zapewne niewygodnym krześle siedziała
starsza kobieta. W kruchej, wątłej dłoni ściskała książkę w
zniszczonej i wyblakłej okładce. Oczy miała zamknięte, a oddech
wyrównany i spokojny. Spała. Na postarzałych rysach twarzy było
wyraźnie zarysowane zmęczenie. Włosy dotknięte siwizną opadały
nieskładnie na czoło.
Dziewczyna uniosła swoją
dłoń i ostrożnie ułożyła ją na dłoni babci. Kobieta poruszyła
się i otworzyła szybko oczy, a jej wzrok padł na spokojną twarz
wnuczki. Pospiesznie odłożyła książkę na małą metalową
szafeczkę obok szpitalnego łóżka.
- Melody, słońce, jak się
czujesz? - spytała z troską w głosie. Przez chwilę wpatrywała
się w dziewczynę, po chwili jednak coś sobie uświadamiając.
Sięgnęła po szklankę z wodą i podała ją brunetce. Melody
wzięła kilka łyków, czując ulgę. Opróżniła szklankę, po
czym odstawiła ją i odetchnęła. Wzruszyła ramionami, nie wiedząc
jak odpowiedzieć na to pytanie. Wcale się nie czuła.
- Babciu, już mi lepiej,
dziękuję, że tu jesteś - powiedziała słabym głosem i posłała
kobiecie ciepły uśmiech. Melody zerknęła w kierunku drzwi, w
których w tej samej chwili stanął lekarz. Uśmiechnięty mężczyzna
w średnim wieku podszedł do łóżka, opierając dłoń o jego
ramę.
- Widzę, że już
odzyskałaś przytomność - stwierdził spokojnym, budzącym
zaufanie głosem. - Jak się czujesz?
- W porządku -
odpowiedziała pospiesznie. Zazwyczaj to było pierwsze pytanie,
które do niej kierował. I zawsze odpowiadała tak samo. To nie był
pierwszy raz.
- Domyślam się. -
Uśmiechnął się życzliwie. - Wyglądasz o niebo lepiej, kochana,
rozpromieniasz ten pokój. Bez ciebie jest tu smutno.
Brunetka zmieszała się
odrobinę. Przemilczała komplement z ust lekarza.
- Caitlin, czy mogę cię
prosić na słówko? - Mężczyzna skinął w stronę babci, prosząc
ją o rozmowę na osobności. Kobieta wstała, posłała Melody
zatroskane spojrzenie, po czym razem z lekarzem wyszła z
pomieszczenia.
Dziewczyna odsunęła kołdrę
i zsunęła się z łóżka, stając bosymi stopami na posadce.
Zachwiała się, jednak utrzymała równowagę. Potrząsnęła głową
i niepewnym krokiem podeszła do okna. Oparła drobną dłoń o
szybę, oblepioną z drugiej strony kropelkami deszczu. Zawsze tak
kochała deszcz, jednak od pewnego czasu przestała mu poświęcać
uwagę, przez co poczuła się winna. Spomiędzy jej warg uciekło
ciche westchnienie. Nagle poczuła, że ktoś kładzie rękę na jej
ramieniu. Drgnęła niespokojnie, wciąż skupiając wzrok na
kroplach deszczu.
- Czy znów próbujesz
utopić umysł w kroplach deszczu? - Do jej uszu dobiegł znajomy
głos. To pytanie wywołało słaby uśmiech na jej bladej twarzy.
Odwróciła się i zatrzymała spojrzenie na roześmianych tęczówkach
przyjaciela.
- Czyżby mój poeta sobie o
mnie przypomniał? - uśmiechnęła się szerzej.
- Jakbym mógł zapomnieć o
mojej muzie? - Poprawił zsuwające się z nosa okulary i zamknął
Melody w szczelnym uścisku. - Mam nadzieję, że tym razem nie było
tak źle jak ostatnio - dodał szeptem. - Chociaż wnioskując po tym
jak wyglądasz, śmiem wątpić.
Dziewczyna przypomniała
sobie o wciąż uwierającym ją opatrunku na szyi. Skrzywiła się
na samą myśl o nim. Uwolniła się z niedźwiedziego uścisku Maxa,
opierając się plecami o szybę.
- Nic nie pamiętam. Znowu.
- Zatknęła kosmyk włosów za ucho, sunąc wzrokiem po podłodze. -
Wszystko mnie boli.
- Mels, wiesz, że jesteś
chora, powinnaś zostać w...
- Nie zamkną mnie w domu
wariatów, okej? - podniosła głos, czego zaraz pożałowała. - Nic
mi nie jest.
- Masz schizofrenię -
powiedział cicho Max, wpatrując się w swoje odbicie w szybie. -
Rozmawiałem z twoją babcią, kiedy byłaś jeszcze nieprzytomna.
Mówi, że znaleźli cię w lesie. Krzyczałaś, miałaś podarte
ubranie i krew na twarzy i dłoniach. To nie jest pierwszy raz,
zdajesz sobie sprawę do czego to może prowadzić? A Caitlin nie
chce naciskać, nie chce cię do niczego zmuszać.
Nic nie powiedziała,
wymijając chłopaka. Usiadła na łóżku i zacisnęła dłoń na
czystej pościeli.
- Chcę już do domu -
szepnęła, przymykając powieki. - Proszę, zabierz mnie do domu. -
Jedna samotna łza stoczyła się po jej policzku, jednak znikła tak
szybko jak się pojawiła. Max pospiesznie podszedł do łóżka i
uniósł za podbródek twarz brunetki.
- Jutro już pewnie
wyjdziesz - uśmiechnął się pokrzepiająco. Odgarnął włosy z
jej policzków, po czym cofnął dłoń. Nerwowo poprawił swoje
ciemne, dziecięce loczki i odchrząknął. - Byłem na wieczorku
poetyckim.
Twarz Melody pojaśniała.
Spojrzała na Maxa z uśmiechem, a w jej oczach dało się dostrzec
iskierki.
- I jak? Opowiadaj. Podobało
im się? A właściwie który wiersz recytowałeś? Mój ulubiony to
ten wodospadzie. Jest cudowny. No ale mów. No czemu nic nie mówisz?
Chcę wszystko wiedzieć.
Chłopak zaśmiał się
dźwięcznie, kręcąc głową.
- Panuj nad słowotokiem,
Mels.
***
No i jest pierwszy. Obiecuję, że w następnym będzie już Justin haha.
<3 czekam na nn <3
OdpowiedzUsuńcudowny!
OdpowiedzUsuńŚwietny;)
OdpowiedzUsuńWOW wow w o w :o Ale, że ona jest chora?! Wut omg Aśka, skąd ty bierzesz te pomysły co agtmdjgt Daj mi Justina halo XD / OLUSIA ELO
OdpowiedzUsuń